baner_wirtualny.png

15 lipca podczas „Wieczoru z Poezją” w Klubie „Piwnice” CK  mieliśmy wyjątkową okazję wysłuchać utworów 11 podkarpackich poetek i poetów. Tematem spotkania  były bajki, utwory satyryczne, fraszki i limeryki. Była to dla nas niebywała uczta, dlatego też za zgodą Autorów dzielimy się z Państwem tą twórczością, licząc, że wprawi Was ona w  dobry humor.

 

 Screenshot_2.jpg

STEFANIA KLUKIEWICZ BIGOS – Przemyśl

 

A WIESZ ?…

… I takie tam, trele – morele.
Nie wierzę – tere – fere, kuku.
Co? wystawiła mu za drzwi manele?
Ach, ten – można się śmiać do rozpuku.

No nie, ona w kapeluszu na głowie?
Że co? że wyprowadził się z domu?
A wiesz? coś ci o Zośce powiem,
Tylko pamiętaj, słowa nikomu.

Ale gotować nie potrafi ona.
No popatrz, ich stać na takie wyjazdy.
Myślisz, że była to żona?
E, nie, to wyższa szkoła jazdy.

I tak językami przerabiają,
Jedna drugiej coś mówi na ucho,
Potem się wyspowiadają,
Bóg przebaczy, im ujdzie na sucho.

2018 r.

 

GENDER

Gdy znalazło się na świecie,
Było maleńką istotą.
Wyglądało na ludzkie dziecię,
Lecz nie wiadomo było kto to.

Próbowano to ustalić;
Babcia rzekła –- to dziewczyna!
Dziadka nawet nie pytali,
I tu problem się zaczyna.

 Nowoczesna dosyć mama,
Płci dziecku narzucać nie chciała.
 – Niech zdecyduje sam, lub sama,
Ja nie będę się wtrącała.

A póki co, na chrzest,
Wdzianko dziecię dostanie różowe,
Lecz skoro nie wiem kto to jest,
Niebieską czapkę dam na głowę.

Dziecko rosło, dojrzewało,
Nosiło różne odzienia,
W końcu matką zostać miało.
To płeć żeńska – bez wątpienia!

Mężczyzna dzieci nie rodzi,
Więc nie było wątpliwości,
Że o żeńską płeć tu chodzi.
Czy nią będzie do starości?

2020 r.

 

 Screenshot_1.jpg

D’ ARIA GALICKA – Przemyśl/Lublin

NA MARKA ORŁOWSKIEGO

Gdzie San szemrze, pluszcze, mlaszcze,
gdzie oczeret, gąszcz i chaszcze,
żywot pędzi mocium panie
pewien cny jarosławianin.

Gdzie łęg, łąki i łoziny,
wikt z wikłania jest wikliny –
on wyplata niestrudzony
nie koszyki – lecz androny.

Acz werbalna ta zabawa
to nie jakaś mowa-trawa,
to nie tanie bałakanie,
nie bełtanie wody w Sanie,
popłuczyny ani zlewki –
językowe to nalewki!

To wysokoprocentowy

absolutnie wyjątkowy
przemy(śl)-SŁOWO-wyskokowy
wyrób ze wszech miar Markowy! ;)

Nie sitowie trza mieć w głowie
żeby spijać Markosłowie ;)

 

***

wpszczelił się lipiec w lwie paszcze
w źdźbła wświerszczył i wkleszczył w chaszcze
wchrzęścił w zielska, wchrobotał w korzenie
rozniebieszczył powietrzne przestrzenie

wmrzył się i wrosił w kostrzewy
rozświergolił zarośla i krzewy
wmlaszczył w grząskość i w odmęt wpluszczył
słońce w skrzenia na wodzie złuszczył

nieprzytomnie się wkrzaczył w bezdroża
wzmierzchnił w mgły, rozrechotał w rogożach
rozchachmęcił się w dziurawcach i miętach
wlistnił, wwonnił, wnikł, zapamiętał...

noc 14/15.07.23 Stara Bircza

 

 

 

 Screenshot_3.jpg

 

ANNA GOŁOJUCH – Sośnica

GADZINA

Jest wśród zwierząt gadzina
Co to mąci, gdy spokój
Burzy ład i harmonię
Może lwa przybrać pokrój

Ryczy krążąc dokoła
I chce porwać stworzenie
Wcześniej jednak oskarży
Je o rzeczy zmącenie

Lecz na taką gadzinę
Także jest pewien sposób
Bo wystarczy, gdy w ciszy
Modli się kilka osób

Zdemaskować ją łatwo
Chociaż szaty ma różne
Kiedy modlisz się w ciszy
Jej zamysły są próżne.

 

 

 

POMIMO, ŻE…

Mimo tego, że nieraz
Ktoś jest ,,trudny" na co dzień
Jednak wszystkie stworzenia
Są potrzebne w przyrodzie

Tak robaki czy gady
Dziś wydawać się może
Że w rankingu o względy
Wypadają najgorzej

Jednak strzeżmy się tego
By zabrakło ,,Broń Boże"
W biologicznym łańcuchu
Najmniejszego ze stworzeń.

 

 

 Screenshot_4.jpg

 

MAREK ORŁOWSKI - Jarosław

 

*KUCHENNE REWOLUCJE*...

raz rycerz w wirze wydarzeń rzekł:
dosyć mam już tej wojny
pragnę zostać kucharzem,
od jutra jestem spokojny,
war mam, gary dokupię
i tak powiedzmy pojutrze -
upichcę coś lub mogę upiec
zaczynam te... rewolucje...
zapał miał może i wielki,
performance nie byle jaki,
lecz pieczywo kroił w plasterki,
a z zup wychodziły mu flaki...
mięso palił do szczętu, do cna
i jeszcze taki drobiażdżek
dusił buławą jarzyny do dna
ścierając je tam na miazgę...
a jeśli nawet się mu udało
coś sensownego upiec
to patrząc przez pryzmat na całość
polewał wszystko ketchupem...
kiedy więc w statki, talerze kładł
co tam spitrasił wszystko
każdy dostrzegał rad nie rad
bitewne pobojowisko...
apetyt tracił i animusz 
u niego kto wieczerzał,
więc rycerz nasz stosował przymus
zjesz - wstaniesz od talerza...
jedną dyspensę mogę dać
byście to mogli strawić
od stołu chcący wcześniej wstać
ziemniaczki mogą zostawić...

Morał tu prosty jest jak miecz
w dodatku obosieczny
gdy rąb, kłuj, siecz
ci wejdzie w krew
i w kuchni będziesz niegrzeczny,
a o ziemniaczkach dobra wieść
ostałych na talerzach -
w rodzicach widać jakąś część
spuścizny po rycerzach...
jeszcze przysłowie jedno też
na wspak przekręćmy – baczcie
nie jesteś raczej tym co jesz,
a jesz to kim jesteś właśnie...

 

 

 

BACH-MAT...

Spytek wraz z wiernym bachmatem
wyruszył był na krucjatę...
traktem prościutko przez bród
hen gdzieś tam na Bliski Wschód...
gębę można i tam komuś obić,
jeśli da się godziwie zarobić...
sto mil tak kłusowali z okładem
gdy koń stanął - pierniczę, nie jadę,
na proch mam starte kopyta -
nie jadę dalej i kwita...
Spytek także przeciągnął się w siodle -
i mnie anus pobolewa coś podle...
zsunąwszy się z grzbietu ostrożnie
zaległ w trawie nie nazbyt pobożnie...
po cóż mam się tak szlajać i włóczyć
natrę zadek sadłem borsuczym,
a potem jeszcze ciut wyżej,
tam gdzie zbolałe mam krzyże...
koniowi podkowy naprawię
i urywamy łeb całej sprawie...
po powrocie o krucjatę pytany
zawsze cedził przez zęby te słowa:
cóż ty wiesz?! - kleszczami szarpany -
toż to męka - ta droga krzyżowa...
tylko bachmat cokolwiek krewki
wierzgał, prychał i w stajni nie ustał -
każdy myślał: oho... to nie przelewki,
a koń rżał, no bo koń by się uśmiał...

 

 

 

Z CYKLU Z CHRZĄSZCZEM W GĄSZCZU...

Język polski jest taki cudny z tymi wszystkimi niepowtarzalnymi wyrazami, szczególnie z tymi szeleszczącymi jak liście na wietrze... to nie pospolity angielski, tu trzeba dobrze szemrzeć… uwielbiam i promuję jak mogę taki chrzęszczący słowotok... taki ze mnie.. ten... rubaszny urwipołeć...

***

bździągwa jedna pod kurantem
zmówiła się z absztyfikantem...
przyszedł kaszkiet zdjął ladaco
birbant z niego jak nie ma co...
Ten gagatek i ancymon
nosił wdzięczne imię Szymon.
Ona ciućma i szczebiotka
trochę gorzka, więcej słodka,
nazywała się Hanuszka...
oczajdusza, nibynóżka.
Przyszedł zatem, wiecheć w ręce
nicpoń w koszu niósł coś więcej...
korniszony, paszteciki
małże, trufle i rumsztyki
bakłażany, jagnięcina,
jeżyn w cukrze odrobina,
tort bezowy i eklerki,
podwędzanej pół makrelki,
andrut, draże, bukłak z kurkiem
do wypicia jednym ciurkiem,
smakołyki i łakocie -
słowem wiktuałów krocie...
poprzez krtań ściśniętą zrzęził:
weźrzesz przestań czas mitrężyć...
szykuj chyżo tu ręczniki,
szczękoszczułki i szczypczyki,
pled wełniany w szkocką kratę
i obrusik i ceratę...
od siedzenia w pokoiku
można dostać kociokwiku...
kwarantanny czas skończony,
czas na gędźbę i androny...
jednakowoż nim ten teges
albo szmeges i oweges,
czmychniem w świerzop , sczeźniem, zginiem
i zalegniem w dzięcielinie wtedy znów błękitnooka
ja pobujam Cię...w obłokach...

 

 

 Screenshot_5.jpg

KRYSTYNA NASPIŃSKA - Kostków

W CO SIĘ UBRAĆ

Otwieram szafę i się gapię
w co mam się ubrać nie wiem wcale.
Wszystko do kitu jakieś głupie
grzebię w tych ciuchach wciąż wytrwale.

Tych ubrań wisi jak w lumpeksie
lecz nic mi jakoś dziś nie siada.
Błądzę w tej szafie jak po lesie
no do niczego szkoda gadać.

Może sukienkę włożyć modną
tą szyfonową w wielkie kwiaty
A może tamtą bardziej wygodną
nie! Ona jakaś starej daty.

Najlepiej spodnie, mam jedne nowe
do tego bluzkę z wielkim żabotem.
A może jednak włożyć dresowe
pomyślę o tym, ale potem.

I znowu grzebię w mojej szafie
dylemat przy tym niesamowity.
Tyle tych ubrań a ja się gapię
czy też tak mają inne kobiety?

Choć szafa pełna niczego nie ma
to jest za cienkie, a to za grube
Chyba się moda za szybko zmienia
w tym wszystkim dawno już się gubię.

Buty by były lecz ta torebka
jakoś tu wcale nie pasuje
Byście widziały te moje miny
już pół godziny tak się szykuję.

Stoję przed lustrem i się przebieram
a ile nerwów mnie to kosztuje.
W co się ustroić oczy przecieram
chyba się dzisiaj nie wyszukuję.

Myśl mi do głowy wchodzi natrętnie
mogę powiedzieć to wszystkim śmiało.
Wtedy ustroić się można pięknie
gdyby się jedną sukienkę miało.

 

 

PÓŁ ŻARTEM PÓŁ SERIO

Siedzę sobie na fejsbuku.
no i o co tyle krzyku.

Muszę widzieć moi mili
coście tam dzisiaj wstawili

Kto wyjechał na wakacje
a kto podjął nową pracę.

Kto tam wstąpił w nowy związek
nie mam czasu czytać książek

Czytać mi się nie chce – wiecie
trzeba wiedzieć co tam w świecie.

Tu wysilać się nie muszę
co mnie wkurzy to opuszczę

Tu wyszukam wszystkie niusy
by ciekawość swą zagłuszyć.

Raz zapłaczę raz się śmieję
lecz wiem co się w świecie dzieje.

Nie mam czasu dla rodziny
lecz wiem kto ma urodziny.

Z dnia na dzień mnie bardziej kręci
już nic robić nie mam chęci.

Tak od rana do wieczora
ja na fejsik jestem chora.

Kto z was chory tak jak ja
niech się przyzna, laika da.

No i o co tyle krzyku
wszyscy siedzę na fejsiku.

Czasem mnie to nawet złości
co raz mniej jest w tym mądrości.

I coś mi się tak wydaje
z dnia na dzień się głupsza staję.

Facebook wziął mnie już w niewolę
NIE !, jednak książki czytać wolę.

 

 

 Screenshot_6.jpg

ŁUCJA WISZLAŃSKA - Przemyśl

W krainie sztuczności żyła Katarzyna,
ta która pierś wypina
sztuczną ale wyrazistą,
uśmiech zdobił jej czerwone usta, też podrobiony,
głowa jej naturalnie pusta.
Wypełnić jej nie było można,
mimo iż tylu już rzeczy
wymyślono...

Więc nie myślała ona zbyt wiele,
żyła jak pączek w masełku,
chwaląc się na Instagramie swoją urodą,
wdziękiem, otoczeniem, nową odzieżą, meblami, kremami,
budząc zazdrość i złość.

Hejtami nie przejmowała się, odpowiadała po swojemu, dosadnie.
Wymarzyła sobie męża, idola
z grubym portfelem,
pięknego mistera,
który dla niej gotów jest umierać.
O dzieciach nie może być mowy, one brudzą się,
płaczą, nie mam dla nich głowy.

Cały plan ułożony,
rok za rokiem mija,
fanów coraz mniej,
nie chcą do pleyboja,
ani do reklam nie zapraszają, nie dzwonią.-
Co robić, może chociaż
kupię sobie kota?-

I kot nie wytrzymał,
uciekł ten niecnota.

Screenshot_2.jpg